Ratunek na czas

Ratunek nie jedno ma imię

To co napisałeś ostatnio i to nawet we wstępie, popycha mnie do poczynienia pewnego rozróżnienia. Niech już to będzie ratunek. Pisałeś, że trzeba pozwolić sobie na żal, ale w pewnych granicach, bo żal może doprowadzić do nałogów. Otóż istotne jest, by rozróżnić czucie i działanie pod wpływem uczuć (w sumie to ostatnie też można podzielić na działanie konstruktywne i destruktywne). Gdy czytałem o granicy żalu czułem niezgodę. Czemu? Ano ze względu na to, że oddzielam czucie od działania. Uważam, że można czuć żal bez ograniczeń i o tym pisałem w mojej ostatniej wiadomości. Wolno czuć. Być w tym uczuciu. Po prostu. A że to nieprzyjemne uczucie, to czasem chce się poszukać ulgi. Jak? Przez działanie np. picie alkoholu, dragi lub konstruktywnie – wysiłek fizyczny, rozmowa. Czuć nieprzyjemne uczucie to nic złego. Natomiast jak zachowuję się pod wpływem tego uczucia to inna sprawa.

Betonowe koło ratunkowe

Gdy szuka się „pomocy” w używkach w przypadku czucia żalu powstałego po jakiejś stracie (śmierci drugiej osoby lub rozstaniu), nie znaczy wcale, iż wynika to z ucieczki przed konsekwencjami życia. Życie nie jest przecież tylko odchodzeniem bliskich. Nie jest pasmem katastrof (choć interpretując rzeczywistość przez świeżą stratę, może się tak wydawać – jest to błąd, katasrofizacja, którą wymienia Beck pisząc o błędach myślowych). Także strata nie jest konsekwencją życia. Strata w życiu człowieka zdarza się i to może więcej niż raz. Idąc np. w alkohol po doświadczenia straty człowiek przede wszystkim chce zmienić swoje uczucia. Powiedzieć, że ucieka od czucia byłoby uproszczeniem, a poza tym to sprawa indywidualna (możliwe, że ktoś nie chce czuć wcale, nic, więc upija się na umór). Jednym z trzech mechanizmów uzależnienia jest mechanizm nałogowego regulowania uczuć. Ciekawe czemu..? Czy używki pomagają na stratę. Pewnie! Co prawda świat się nie naprawia, ale na chwilę znika. Pytanie czy o to chodzi..?

Acha, betonowym kołem ratunkowym, mogą być też ludzie, ale za mało miejsca na pisanie o tym.

Ratunek przychodzi

Zacznę od końca. Wydaje mi się, że w przeżywaniu żalu po stracie, ratunek przychodzi w momencie gdy człowiek uświadamia sobie, iż ratunku nie potrzebuje. Jak to?! Tak to, że może poczuć, iż nie ma go przed czym ratować. Wszak gdy pojawiła się strata, na którą nie mamy wpływu to czy czymś niestosownym jest fakt, że czuję żal, smutek, ból i inne uczucia obecne w czymś co nazywamy cierpieniem? Jestem człowiekiem i nic co ludzkie nie jest mi obce. Więc czuję. Akceptuję to uczucie. Wiem, napisałem od finału. Czemu? Żeby pokazać, że droga żalu ma sens. Ma swój cel i wypełnienie. W akceptacji dopiero można stwierdzić: ok, to będę sobie jeszcze pewnie czuł ten żal, ale zajmę się sobą, bo fajny chłopak, fajna dziewczyna ze mnie, a życie przecież toczy się dalej. Oczywiście niech każdy przeżywający żal, przejdzie swoją drogę żalu. Chęć bycia samemu jest w porządku. Wystarczy uważać żeby się całkowicie nie odizolować. Z drugiej strony wspólnota, bycie z ludźmi też jest dobre. Byleby nie uciekać w nadaktywność relacyjną motywowaną podświadomą chęcią uniknięcia spotkania z żalem.

Najważniejsze, że akceptacja przychodzi. Kiedy? Na czas.