Podróż w ważnej sprawie
Ciekawe, że to o czym pisałeś ostatnio zarezonowało Ci z lekturą książki Kinga „Doktor sen”. Znam ją oczywiście. Wiem, że ma związek z kultowym „Lśnieniem”, które swego czasu „łyknąłem jak młody pelikan”, że tak napiszę. Można śmiało stwierdzić, iż młody bohater „Lśnienia” doświadczył traumy. Mroczne siły chciały go pozbawić tytułowej zdolności, która czyniła go wyjątkowym, która była jego wielką siłą. W „Doktorze sen” tłumi on w sobie tą zdolność sam. Robi to za pomocą alkoholu. Mocne. Myślę, że mówi to wiele o tym jak trauma z dzieciństwa może odbić się na dorosłym. Pod jej wpływem można uznać swą „jedyność” za coś do czego nie ma się prawa, lub nawet za coś negatywnego. I ukryć swoje dary, a nawet aktywnie je niszczyć. Myślę, że warto jest uświadamiać sobie, iż trudne doświadczenia z dzieciństwa (np. przemoc psychiczna albo fizyczna, wykorzystywanie itd.) to trauma. O ile powszechnie traumą określa się wpływ pojedynczego, trudnego zdarzenia, to psychologia mówi o tym, iż trudne dzieciństwo to trauma długotrwała. Skoro efekt traumy po jednym wydarzeniu, które trwa minutę, bywa dewastujący, to co w sytuacji, gdy doświadczenie traumy trwa latami? Warto więc wyruszyć w podróż, by odzyskać swoje lśnienie. Swój blask.
Zaparowane okulary
Nosiłeś kiedyś okulary? Ja nosiłem. Ogólnie świetna sprawa. Wyostrzały moje widzenie. Pomagały mi. Kłopot zaczynał się dopiero wtedy gdy zaparowały. Wszystko było wówczas niewyraźne. Pamiętam, że raz nawet walnąłem głową w słup elektryczny, bo go nie zauważyłem. Oczywiście moje okulary były zaparowane w czasie tego przykrego zdarzenia. Piszę o tym ze względu na to co napisałeś na końcu swej ostatniej wiadomości: „Człowiek żyje, więc przeszłość tworzy się na nowo. Ostatnie kilka minut też jest już przeszłością, więc nie tylko sprawy dzieciństwa mogą sprawiać trudność. Warto o tym pomyśleć”. Mhmm, warto. Uważam, iż warto zadać sobie pytanie o to jak widzę obecne sprawy, w których uczestniczę. Może już czasem masz wrażenie, że jakoś je na siebie ściągasz. Że znowu to samo. A może zwykłe sprawy odczuwasz mocniej? Można zastanowić się czy swojego dziś nie ogląda się przez zaparowane okulary? Kiedy one mogły w takim razie zaparować? Kiedyś. Warto więc ruszyć w drogę do „kiedyś”, by móc to „kiedyś” z nich zetrzeć.
Ale znaczy, że jak..?
To ważne pytanie lecz jeszcze ważniejsze brzmi: „Po co?” Jeśli wg danej osoby aktualnie wszystko jest świetnie i tylko czasem czuje się ona nieszczęśliwa bez powodu, przyciąga toksyczne, zaburzone, egoistyczne osoby lub trochę za dużo pije, to oczywiście „po nic” taka podróż. Żeby ruszyć trzeba chcieć. A chcieć zaczyna się najczęściej w sytuacji gdy czuje się, że doświadcza się swoistych strat w relacji ze sobą, z innymi, w związkach, pracy itd. Kiedy człowiek ich doświadczy zaczyna być przekonanym, że musi ruszyć w podróż, (może nawet i do przeszłości(, żeby naprawiać. I po co to robi? Żeby mu było lepiej. Robi to dla siebie. Ale jak zacząć? Przede wszystkim nie samemu. Książka o samorozwoju, a nawet dzieło cenionego terapeuty, nie pomogą. Choć w sumie pomogą, ale w racjonalizowaniu i intelektualizowaniu. Tyle wiem, taki mądry jestem, że już to kontroluję, mam to, trzymam. Już prawie mnie nie boli… Nie jest też dobrym pomysłem, by bez zajęcia się sobą jechać np. do domu, by „rozliczać się” z rodzicami. A więc główna odpowiedź na pytanie „jak?” brzmi: „Z pomocą kogoś”. Z przyjacielem? Niby ok, wsparcie przyda się, ale nie. Chodzi o coś więcej. Psycholog, psychoterapeuta będą dobrym kierunkiem.
Jeden komentarz do “Podróż po lśnienie”
Możliwość komentowania została wyłączona.