Mrok rzuca się w oczy
Miałeś rację dając do zrozumienia w poprzednim swoim wpisie Przyjacielu, że nasze rozważania na temat mroku wkraczają na płaszczyznę filozoficzną. Zastanawiamy się na tą kwestią, biorąc ją pod lupę z perspektywy psychologicznej, filozoficznej oraz praktycznej (bo rozważamy jakie skutki ma mrok przekładany na relacje). To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że mrok niezwykle rzuca się w oczy. Nawet ten ukryty. To może dziwnie brzmi, ale śmiem twierdzić, że jest on wręcz krzykliwy. Jeśli niedostrzegalny gołym okiem (w zachowaniu), to wyczuwalny na płaszczyźnie emocjonalnej, a może nawet duchowej. Czy jest on brakiem światła? Czy jest skłonnością do samotnictwa, bądź świadomym lub nie, odpychaniem ludzi? Myślę, że trzeba byłoby dochodzić odpowiedzi na te pytania w indywidualnej rozmowie z każdym człowiekiem doświadczającym mroku. W tym co napisałeś najbardziej spodobały mi się dwie rzeczy.
Na co patrzę?
Zwróciło moją uwagę zdanie, które sformułowałeś po lekturze książki o naturalnych podstawach zachowania się: „Liczy się świat jaki postrzegamy”. Nie chcę rozwijać tej myśli, bo jest ona oczywista. Jeśli postrzegam świat jako zagrażający, to jest on dla mnie zagrażający. Jeśli w pudelku widzę wcielenie zła i agresji to boję się pudelków. Proste. Przypomniało mi się zdania Fryderyka Nietzchego: „Kiedy spoglądasz w otchłań ona również patrzy na ciebie”. Na co więc patrzę? Na czym się skupiam? Jeśli wciąż koncentruję się na tym co mroczne (na ostatnich konfliktach, niepowodzeniach, złamanym sercu przez dziewczynę z kebabem, na poczuciu niekochania czy odrzucenia), gapię się w otchłań, mrok. I co? Uwaga, teraz będzie mądrze i odkrywczo… I widzę otchłań i mrok. Zacytuję tu postać stworzoną przez A. Sapkowskiego, a mianowicie Jaskra (nie pamiętam, z którego to tomu o Wiedźminie): „Spoglądanie w otchłań mam za zupełny idiotyzm. Na świecie jest mnóstwo rzeczy o wiele bardziej godnych tego, by na nie spoglądać”.
Światło w ciemności świeci…
…i ciemność jej nie ogarnie. Fajnie napisałeś, iż od mroku innych możemy się uczyć. Wyciągać wnioski z czyjegoś stanu to spoko sprawa. Może brzmi to bezdusznie lecz myślę, że zdecydowanie warto uczyć się od innych jak nie robić. Warto też pielęgnować w sobie nadzieję. Wbrew innym. Wbrew sobie nawet. Osobiście uważam, że nawet na najbardziej zachmurzonym niebie można dostrzec przebijający się promień światła. Pisałeś, że czyjś mrok może nas popchnąć do światła. Super! Pewne trudy i zmagania hartują nas (niektóre mocno nas niszczą, ale to zależy od danego człowieka). Wspomniałeś, że czyjeś światło może nas zepchnąć w mrok. I tu powiem – nie powinno tak być. Jeśli światło spycha kogoś w mrok to znaczy, że nie patrzy na światło lecz wpatruje się w mrok (najczęściej swój). Niedawno były Święta Wielkanocne, które uwielbiam. Mi zawsze przypominają one o tym Kto i co wygrywa. A więc…
Światło! Świeć!!!
Jeden komentarz do “Mrok okiełznany”
Możliwość komentowania została wyłączona.