Młodość

„Młodość to stan ducha”

Pewnego dnia podczas swoich podróżniczych podbojów usłyszałem tekst, który brzmiał: „młodość to stan ducha”. Od zawsze uważałem, że podróże kształcą. Pomagają poznać swoje własne granice, jak również poszerzają horyzonty. Młodość to cudowny czas, kiedy człowiek ma mnóstwo energii. Nie zawsze również tyle rozumu, ale chęci do działanie raczej nie brakuje. Młodość to też bardzo ważny czas kształtowania charakteru, postaw i granic.

Ostatnio myślałem…

Nie tak dawno, bo zaledwie kilka dni temu, podczas jakże emocjonującej podróży tramwajem coś mnie natchnęło. Pogoda była cudowna. Świeciło piękne słońce, a wokół w parkach i zieleńcach rozwijały się i budziły do życia kolejne drzewa, krzewy i inne badyle. Tylko odór miasta pozostał jak zwykle ten sam, chociaż może przynajmniej nie aż tak dało się czuć dym z palonego węgla. Nie wiem czemu, ale taki stan otoczenia skojarzył mi się z młodością. Świat dopiero budzi się do życia bo zimie, a już jest bardzo radosny. Jak młody człowiek. Dopiero zaczyna się usamodzielniać, a jest w nim pełno energii, chęci do zmian i do działania. Młodość jednak jest jak róża. Piękna, ale pełna kolców. Kolce kłują, ale czy wyobrażasz sobie tak piękny kwiat pozbawiony swojego systemu obronnego?

Młodość to róża

Oprócz tego, że młodość jest jednym z najpiękniejszych okresów w życiu człowieka jest też pełna trudności i pułapek, które często mają nienajlepsze skutki dla młodego stworzenia. Ostatnimi czasy dużo rozmawialiśmy o stawianiu pewnych granic. Pojawiła się też na chwilę wzmianka o wczesnym okresie życia, kiedy to właśnie zaczynamy stawiać i kształtować swoje granice. Na to jak one wyglądają wpływa otoczenie w jakim się obracamy. Ludzie, z którymi wchodzimy w interakcje, nasze osobiste przeżycia i doświadczenia. Jednak, czy da się przesadzić ze stawianiem granic? Myślę, że jak najbardziej można i to jak. Stawiamy granicę daleko od naszej stolicy, żeby ruskim tankom zabrakło paliwa zanim się dobiorą do naszej osobistości. Czy jednak jest to dobre? Przychodzi mi na myśl pokój bez klamek wyłożony gąbką i kaftan bezpieczeństwa. Tak bardzo się izolujemy od innych, zamykamy się tak hermetycznie, jak szynka pakowana próżniowo.

Lubię szynkę

Osobiście nic nie mam do szynki. Lubię mięcho i tyle. Problem pojawia się wtedy, kiedy to my stajemy się taką szynką. Zamykamy się w sobie zupełnie. Mamy swój ciepły kącik, którego opuszczenie wiąże się z opuszczeniem strefy komfortu. Jak już wspomniałem wcześniej, młodość to róża, więc czemu się dziwić, że ma ona kolce? Nie można całej młodości przesiedzieć w odizolowanym pokoju bez klamek, bo tam czujemy się dobrze. Wydaje mi się, że zamiast stawiać granice setki kilometrów od stolicy lepiej postawić je nieco bliżej, ale wzmocnić własną obronność i zaufać sobie, że w razie potrzeby sami się obronimy. Trzeba wykształcić pewność siebie, że dam radę sam. Zakończę swoje wywody kolejnym cytatem, który usłyszałem w podróży: „Im mniej oczekujesz od innych, tym mniej się zawiedziesz”.