Wystartowaliśmy.
Jak zwykle przeczytałem z uwagą Twój wpis podróżniku. Traktuję go jako wiadomość do mnie. Cieszę się, że dalej chcesz rozmawiać „o człowieku”. Tzn. na początku myślałem, że chcesz rozmawiać o frytkach, jedzeniu. Cóż, może następnym razem. Chyba jestem trochę głodny… A może zawsze jestem głodny..? Nieważne. Poruszyłeś temat gustów. Pytałeś co sprawia, że jeden lubi to, a drugi tamto. I zadałeś kluczowe pytanie: „Co do tego wszystkiego ma frytka ?” Użyłeś jej jako porównania człowieka, o którym mówi się, że na podobieństwo frytki, powinien być twardy na zewnątrz, a miękki w środku. Jeśli frytka to człowiek, to czy istnieje korelacja frytka – zupa?
Jestem daniem?
Osobiście gdy słyszę, że człowiek powinien być „jakiś” – w znaczeniu lubić takie ubrania, taką muzykę mieć podobne do innych poglądy – to czuję niezgodę. Jak komuś będzie pasowało żeby wziąć sobie wzór z frytki to nie ma sprawy. Jego wybór. Osobiście uważam jednak, iż istotne jest, by człowiek odkrywał to jaki jest, a nie starał się być „jakiś”. Myślę, że to niebezpieczna pułapka gdy ludzie zamiast odkrywać prawdziwych siebie, chcą „odkrywać” jacy powinni być. Jak wiadomo, nie brakuje chętnych, którzy decyzję o tym kim masz być i jaki masz być, podejmą za Ciebie. Oczywiście zrobią to dla własnych korzyści. Ja mam zgodę na to, aby człowiek był jak zupa. Zupy są różne. Jest ich wiele rodzajów. W zupie mogą występować różne składniki. Czasem nawet nie do końca świeże (przecież i tak się ugotuje). Zupa zupie nierówna. I bardzo dobrze.
Zupa pomidorowa.
Pisałeś o pierwszym wrażeniu jakie mają ludzie gdy nas widzą i o tym, że lubią oceniać. To fakt. Ludzie ocieniali, oceniają i oceniać będą, a „pierwsze wrażenie” to coś automatycznego i naturalnego dla wszystkich. Czy jednak mamy się podobać wszystkim? Czy wszyscy muszą nas lubić? Lubię powiedzenie: „Ja nie jestem zupa pomidorowa. Nie muszę każdemu smakować”. Gdy je pierwszy raz usłyszałem to zmieniło moje życie, haha. Osobiście przyznam, że odzwierciedla ono moje podejście do tego czy i jak mnie ocenią. Gdybym napisał, że mam to w d… – nie byłaby to do końca prawda (chociaż w dużej mierze mam). Ocena też bywa dla mnie raniąca, Lecz jako „staremu” mężczyźnie już mi tak bardzo nie zależy czy Krzyś i Krysia mnie lubią i co o mnie myślą. Ważne, że ja lubię siebie. Nie jestem jak zupa pomidorowa. Może jestem pikantnymi flakami?
Zupa i kucharz.
Dlaczego mamy inne gusta, styl ubioru? Wpływa na to wiele czynników: nasza rodzina, środowisko rówieśnicze, religia i światopogląd, itd. To wszystko pływa w naszej zupie. W tym się gotujemy. Póki jesteśmy zależni od rodziców, opiekunów, nie mamy wpływu na to, gdzie, a nawet jak, gotujemy się. Człowiek w pewnym momencie podejmuje decyzję: „Teraz ja będę gotował”. To ważne, by tak zrobił. Wtedy zacznie sam dobierać składniki oraz będzie w stanie określić co z jego historii sprawia, że jego zupa dobrze smakuje, a co psuje jej smak. Rzeczami, które psują smak (spora ilość lęku czy niskie poczucie własnej wartości) kucharz może się zająć. Mógłby pójść z zupą na terapię i tu dosłodzić samoakceptacją i miłością do siebie, tam dosolić krytycznym spojrzeniem na innych, a nie tylko na siebie. W dalszym etapie może odkrywać, które składniki są naprawdę jego i zostawić je w zupie. Inne może usunąć, a jeszcze inne dodać.
Zupa na swój gust.
Gustem określiłbym zespół wrażeń zewnętrznych lub wewnętrznych, na które reaguję pozytywnie lub negatywnie w relacji do obiektu. Jest on czymś indywidualnym, a jednocześnie może być wspólny dla grup ludzi złączonych jakimiś więzami społecznymi, przekonaniami, itp. Pisałeś, że człowiek ma warstwy, jak cebula i można go odkryć po dłuższej rozmowie. Dokładnie tak jest. Nawet jeśli olewamy ludzkie oceny to one i tak w jakimś stopniu nas dotykają. Nie chcemy być ranieni. Gdy odkrywamy, że to co mamy w sobie (również nasz gust) jest wartościowe i dobre, to nie chcemy żeby inni ludzie to deptali. Nie rzucamy pereł przed… No właśnie.
Moja zupa a inne zupy.
Czy więc mamy chcieć za wszelką cenę podobać się innym? Ubierać się jak chcą? Jak idziesz na rozmowę o pracę, to tak. Żyjemy w społeczeństwie, które ma jakieś zasady. Można oczywiście odrzucić normy. Żyć w lesie. Mieć swój ogródek, pić wodę ze źródełka. Jak kogoś to kręci, to spoko. Ja jako „dawny punk” ciągle chodzę w glanach i często podwijam nogawki (a mam 40 lat). Nie wyrosłem. Nie chodzę w nich jednak wszędzie, bo wiem, że wyglądem mógłbym komuś okazać brak szacunku. A czasem tego nie chcę (a czasem chcę, hehe). Być sobą, szanować innych (w takim stopniu jak oni szanują mnie) – tym się kieruję. Ciekawe co Ty na to Podróżniku.
Jeden komentarz do “Frytka w zupie.”
Możliwość komentowania została wyłączona.