Zgaszony a tli się
Faktycznie, gaszenie pożaru oliwą czy benzyną (o czym wspomniałeś ostatnio) nie jest najlepszym pomysłem. Słyszałem o tym, że niektóre pożary gasi się poprzez wywołanie eksplozji, która zdmuchuje płomień, ale tak daleko w naszych metaforycznych rozważaniach nie chcę się zapuszczać. Lepiej nie eksplodować, by nie zgasić jakiegoś płomienia raz na zawsze. Pytałeś czy emocje niszczą, skoro czasem palą? Krótko odpowiem, iż emocje jako takie nie niszczą. Natomiast nieumiejętność ich przeżywania i radzenia sobie z nimi może być niszczące. Coś mi się kojarzy, że w naszych wpisach ten temat wypływał nie raz. A jeśli chodzi o kolejną rzecz, którą poruszyłeś, czyli na czym budujemy swoje relacje i swoją osobowość (w kontekście pożaru emocji) to mam nadzieję, że nie na emocjach jedynie.
Wish you were here
A co do gaszenia fundamentów i całkowitego spłonięcia w emocjach (zwłaszcza tych przykrych, rodzących się w trakcie i po trudnych doświadczeniach), przypomina mi się jedno. Okładka płyty „Wish you were here” Pink Floyd (zobaczysz ją pod linkiem i mogłeś ją zaobserwować Podróżniku na mojej ścianie). Pisałeś o tym, że człowiekowi trudno myśleć o innych skoro sam płonie i zbliża się do granic wytrzymałości. Pewnie. Ale uzyskujemy tu też ważną informację, iż nie jest zgaszony. To ciekawe, że ktoś może twierdzić, że jest zgaszony, a jednocześnie czuć, iż płonie tak mocno. Co jest więc prawdą o tym człowieku? Jakakolwiek będzie na to odpowiedź istotnym wydaje mi się, by nastąpiło to co na okładce Pink Floyd. Podać rękę sobie płonącemu. Przyjąć tą płonącą część siebie. Zaakceptować.
Udawacz wewnętrzny
Tak już człowiek jest skonstruowany, że z trudną sytuacją i trudnymi emocjami próbuje sobie poradzić. Mózg ma tendencję do szukania najprostszych rozwiązań, które uchronią przed bólem i przyniosą ukojenie. Stąd w człowieku odpalanie się wewnętrznego udawacza, czyli mechanizmów obronnych. Wyparcie, racjonalizacja i oczywiście wiele innych. Gdy słyszę, że ktoś twierdzi, iż nie czuje emocji, a jednocześnie płonie, to myślę właśnie o nich. Gdy człowiek zostanie mocno zraniony broni się przed tym. Pozornie staje się skałą emocjonalną i komunikuje, że nic mu nie jest i ogólnie jest twardy i wszystko gra. Odsuwa w ten sposób ból, smutek, żal, które są zbyt ciężkie do zniesienia. Niektórzy zaczynają np. pić, by wyprzeć emocje. Albo wśród swojego bólu piją, bo chcą spłonąć totalnie. Pojawia się autoagresja, autodestrukcja. Nieuświadomiona, nienazwana. Wyparcie może nieźle namieszać. Co warto robić? Porozmawiać z kimś szczerze i pozwolić sobie (jeśli trzeba) na łzy.
Jeden komentarz do “Zgaszony bucha płomieniem”
Możliwość komentowania została wyłączona.