Ujawniona kryjówka
Cieszę się, że mój poprzedni wpis przypadł Ci do gustu Przyjacielu. Widzę, że aktualnie zabrałeś się za demaskowanie kryjówek. Dobrze. Odkrywajmy więc kryjówki. Ujawniajmy je. Ok, a więc kryjówka… Musimy mieć jednak świadomość, iż narazimy się na gniew kamuflujących się w niej osobników. Co gorsze, może okazać się, że tymi osobnikami jesteśmy też my. Wspomniałeś o tym, że mrok może stać się kryjówką. Pisałeś, że nawet skakanie z jednej relacji w drugą gdy pojawią się trudności, zamiast rozwiązywania zaistniałych problemów między ludźmi może nią być. Podobnie z nałogami. Ale napisałeś też, iż kryjówką może być dom. Od razu nasuwa mi się skojarzenie, że można ukryć się w miejscu złym bądź dobrym. Myślę, że już ta kwestia wymaga delikatnego zatrzymania się i zastanowienia. Lecz po co się ukrywamy?
Trudno mi
Prawdopodobnie każdy człowiek doświadcza takiego stanu jak tytuł tego akapitu. I to proste stwierdzenie już jest częścią odpowiedzi na pytanie, które postawiłem we wstępie. Człowiek doświadczający trudu, bólu, cierpienia, niezrozumienia, odrzucenia, braku miłości itd. może wreszcie poczuć, że więcej nie zniesie. Ma dość. Szuka więc schronienia. Azylu. „Miasta ucieczki”. Przestrzeni, gdzie to cierpienie mnie już nie dotrze. I z jednej strony fajnie jest umieć się ochronić przed bólem. Jest ok znać swoje granice i wiedzieć, że więcej już nie udźwignę. Czasem mam prawo się ukryć. Zależy jednak na jak długo i jak zakomunikuję otoczeniu swoje ukrycie (a raczej zniknięcie). Ukryć się żeby odpocząć, nabrać sił, odnowić się wewnętrznie, a potem wrócić i zmagać się dalej to zdrowa, dojrzała rzecz. Zniknąć już niekoniecznie. Przeciągające się ciche dni w związku (lub głośne, gdy konflikt trwa bądź eskaluje), zrezygnowanie z pracy, oddanie się konsumpcji alkoholu, nie są objawami dojrzałego podejścia do ukrycia, które ma zregenerować. Ameryki nie odkryję gdy wspomnę, że lęk odgrywa tu ważną rolę. W kryjówkę wpędza nas też uraza oraz nasza własna pycha (wszak nikt nie jest tak nierozumiany i niekochany jak ja).
Dlaczego ta kryjówka?
Ciekawe, że można okryć się w domu, a można ukryć się w nałogu i mroku. Zakładam, że dom jest bezpiecznym miejscem. Wie, iż pewnie nie dla każdego. Przyjmijmy jednak, że jest. W bezpiecznym miejscu odpoczywam, nabieram sił. Co ważne – otwieram się. Bez agresji i krzyku potrafię powiedzieć o tym co trudne, licząc się z tym, że mogę usłyszeć perspektywę drugiej strony, która może mi się nie spodobać. I ok, przyjmuję to. Wyciągam wnioski o sobie i danej sytuacji. Staję w prawdzie. Wzrastam, wybaczam sobie i innym i idę w codzienność mocniejszy. taka fajna kryjówka, która mnie buduje. A ukryć się w nałogach, mroku, izolowaniu się od bliskich, w złości, agresji, urazie… Tłumacząc sobie, że to oni są winni. Tam krzywdzą. Zawsze krzywdzą. Nie kochają. To pchanie się przede wszystkim w autodestrukcję i destrukcję relacji, a przy tym myślenie, że jestem jedynym fajnym (przy czym takie myślenie jest najczęściej nieuświadomione). Czuję się źle w tym miejscu, ale siedzę tam. Czemu? Ponieważ tak łatwiej. W mojej kryjówce jestem sam i wcale nie najważniejsze jest, że cierpię. Wbrew pozorom najważniejsze jest, iż JA TAM RZĄDZĘ. Jestem twórcą i panem mojego chaosu, osamotnienia, zniszczenia, cierpienia. Jestem w tej kryjówce takim swoim małym wielkim bogiem.
Można wleźć do kryjówki jak do grobu i tego nie widzieć. Nie każdy usłyszy: „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!” (a może każdy..?)
Cóż więc czynić? W kryjówce jestem trupem.
Jeden komentarz do “Kryjówka”
Możliwość komentowania została wyłączona.