Miłość idzie z nami do Mordoru.

Miłość i Mordor

Witam Cię ponownie Podróżniku. Z uwagą przeczytałem Twój ostatni tekst. Ucieszyło mnie, że tłem Twoich rozważań stał się „Władca pierścieni”, bo bardzo lubię tę książkę oraz jej ekranizację. Po przeczytaniu wstępu nie mogłem zgodzić się z Twoim stwierdzeniem, iż Frodo, idąc do Mordoru, nie wędrował do świtu. Od razu pomyślałem o „większym dobru”, które go tam pchało. Jednak po przeczytaniu całości stwierdzam, że mamy podobne przemyślenia na temat tej podróży i motywacji hobbitów, by wyruszyć w drogę ku mrokowi. Kto to słyszał, by miłość prowadziła kogoś w mrok? Zacząłem nasze przemyślenia o wędrowaniu do świtu z powodu inspiracji książką „Opowieści z Narnii: Podróż Wędrowca do świtu”. Ciekawe, że w niej wędrowcy również musieli dotrzeć do centrum mroku, lęku, śmierci, by zmierzyć się z nią. Ważne jest to co napisałeś o poświęceniu, do którego może wezwać człowieka miłość.

Wierzę w Miłość więc idę

Wspomniałeś o wiernym towarzyszu w podróży Froda do krainy ciemności – Samie. W drugiej części filmu Sam prowadzi przed Frodem rozważanie na temat motywacji bohaterów, którzy podejmują wielkie lecz trudne czyny. Mówi, że stały się one ich udziałem, gdyż ci wierzyli, że jest dobro na tym świecie i warto o nie walczyć. Wiara w dobro i w miłość. Nadzieja, że walka o nie ma sens. To świetna motywacja. Na pewno musi ona wypływać z doświadczenia miłości, ale na nim nie poprzestaje. Pod wpływem miłości człowiek podejmuje decyzje, którym chce być wierny. Choćby nie wiem co, chce trwać na drodze do wyznaczonego celu. Do miłości. Czy mało jest rodziców opiekujących się z mozołem i poświęceniem chorymi dziećmi? Albo małżeństw, które doświadczając trudności w mrokach codziennego życia, bądź życiowych zawirowań trwają przy sobie żeby być wiernymi miłości? Zaryzykuję stwierdzenie, że każdy ma swój Mordor do którego może wyruszyć lub od którego może uciekać.

Miłość to nie kwiatek…

…żeby zawsze go czuć. Oczywiście bardzo miło i sympatycznie czuć się kochanym i że się kocha. Gesty miłości, które pomagają ją przeżywać są ważne. Miłe chwile też. Miłość jednak próbuje się w ogniu. Niełatwe doświadczenia, kryzysy, przeżywanie przykrych emocji, są sposobnością do okazania wierności miłości. Jeśli trwam przy ukochanej osobie, choć jej miłości nie czuję (bo ta jest np. chora lub dzieli nas odległość albo po prostu zasypują nas codzienne sprawy) to może znaczyć, iż uczę się miłości, która nie boi się ofiary. Miłość skłania do poświęceń. Najpierw tych małych, w codzienności. A to posprzątam mieszkanie żeby ona nie musiała. A to ona ugotuje mi coś co lubię pomimo, że jest zmęczona. Przez większe – przyznam się ukochanej osobie do błędu. Wysłucham bez oceniania punktu widzenia ukochanego. Miłość prowadzi do zapominania o sobie. Do bycia „dla”, a nie skupiania się na sobie. Frodo również nie skupił się na swoim komforcie fizycznym czy emocjonalnym. Odkrył większe dobro, dla którego gotów był ponieść trud, poświęcić się. Choć pierścień władzy kusił, szepcząc romanse o wyjątkowości własnego „ja” i własnym wyniesieniu. Dużo by pisać Podróżniku…

Do następnego!

 

Jeden komentarz do “Miłość idzie z nami do Mordoru.

Możliwość komentowania została wyłączona.