Uczta?
Witaj Przyjacielu Podróżniku!
Twoja ostatnia wiadomość jak zwykle zaciekawiła mnie i pobudziła do refleksji. Pisałeś o uczcie, na której spotyka się różne osoby. Takie, które są bliskie i takie, których nie lubi się niejako „na dzień dobry”. Przyznam, że słowo „uczta”. użyte przez Ciebie w tytule, wywołało uśmiech na mojej twarzy. Pomyślałem: „To ktoś tak jeszcze mówi?” Być może wynika to z tego, że pomimo wszystko jestem człowiekiem bieżącego wieku. Mam tu na myśli pewien pęd, który wydaje się być obecny w spotkaniach towarzyskich, a może i w relacjach. Uczta kojarzy się z czymś dostojnym, niespiesznym. A dziś chcemy szybko, intensywnie. Poznawać, doświadczać, zdobywać. Jak najszybciej nasycić się przyjemnością. Nie raz w relacjach z ludźmi uprawiamy towarzyski fast food. Ma być smacznie, szybko, ma nasycić, a jakość pokarmu nie jest najważniejsza.
Idę na ucztę
Pisałeś o poznawaniu ludzi. Wychodzeniu do nich. Super, jeśli tak jest. Warto wychodzić na ucztę. Dobrze zobaczyć ucztę inną niż moja. Rozwijające jest próbować, zwłaszcza gdy jest się młodym. Trochę Ci już o tym pisałem więc nie będę się powtarzał. Znasz moje zdanie na ten temat. Myślę, iż sam fakt wychodzenia do ludzi, który wskazuje na otwartość jest czymś wartościowym. Można bowiem zostać u siebie np. myśleć, że jest się fajnym, że wie się dużo o tym czy tamtym, że moje jest najlepsze. Warto pójść do innych i zobaczyć jak żyją. Coś mi się spodoba, jakaś postawa mnie zirytuje, inna zezłości. Czerpię jednak lekcję, że można mieć inaczej niż ja i żyć. A nawet być szczęśliwy. Błogosławiona inność drugiego człowieka! Bardzo ją lubię. Nierzadko jest ona dla mnie wyzwaniem lecz mocno takiego wyzwania potrzebuję. Czemu? Żeby nie żyć iluzją, że tylko „moje” jest najlepsze.
Byłem na melanżu
Bywa i tak, że idę na ucztę, a trafiam na melanż. Wchodzę w nowe środowisko, a tu pobojowisko. Towarzystwo już mocno wstawione. Nie idzie się z nimi dogadać, bo mówią od rzeczy. Mówią inaczej niż ja. W pomieszczeniu jest siwo od dymu głupoty. Wkoło walają się puste butelki – symbole zwielokrotnionego otępienia osób, które spożyły ich zawartość. Mówiąc krótko – nie mój klimat. Co zrobić? Starać się być miłym? Postąpić w myśl zasady: „Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jak one”? A może wyjść trzaskając drzwiami z krzykiem pobożnego oburzenia na ustach? (Wszak trzeba bronić moralności). Oczywiście każdy niech robi jak chce. Ja jednak nie chcę zadowalać innych kosztem siebie. Nie mam zamiaru zdradzać tego kim jestem. Hmm, w sumie nie mam ambicji, by kogoś pouczać i mówić mu jak ma żyć. Trafiałem na takie melanże w życiu (relacyjne też) i gdy poczułem się niekomfortowo – wychodziłem.
Zapraszam na ucztę
Mieć postawę zapraszającą do relacji ze mną, ale nie być naiwniakiem pozwalającym innym na robienie ze mną co chcą. Być gospodarzem w swoim domu, który przyjmuje gości, a nie wycieraczką, w którą goście wciskają swoje buty. Być otwartym z godnością. Przyjąć innego z godnością. Znieść inność z godnością. Co jest znakiem mojej godności w relacji z innym? To, że jestem sobą, a drugiego nie osądzam. Oczywiście jestem świadom, że pewne zachowania, jakiś styl, mi nie pasuje. Jednak nie potępiam, nie wywyższam się, nie mówię sobie: „Jak dobrze, że taki nie jestem”. Nie czuję zagrożenia wobec inności. Nie muszę się dowartościowywać wytykając słabości drugiego człowieka. Zapraszam na ucztę, a nie na melanż.
A na koniec dedykuję Ci Przyjacielu piosenkę Kazika „Idę tam gdzie idę”. Co mówisz? Nie, nie wiem o czym ona jest 😉
Jeden komentarz do “Uczta czy melanż?”
Możliwość komentowania została wyłączona.