Zrównoważony wstęp
Jako, że wakacje dobiegły końca wracamy do pisania Psycholotni. Pewne podróże zakończyliśmy, inne dopiero się rozpoczynają. I my idziemy dalej, ale kontynuujemy dialog. W swoim ostatnim wakacyjnym wpisie pisałeś Przyjacielu Podróżniku o równowadze między żalem, wiarą, nadzieją i miłością. Pytałeś też jaka jest różnica między wiarą a nadzieją. Hmm, twardy orzech do zgryzienia lecz jako, że nie jeden już zgryzłem spróbuję nadgryźć i ten. Wstęp miał być zrównoważony więc nie rozpisuję się i przechodzę do konkretów.
Zrównoważona wypowiedź o równowadze
Równowaga między rzeczywistościami, o których wspomniałeś jest czymś do czego niektórzy dążą, a inni jej nie chcą. Pisałeś o miłości i szukaniu swoistego środka w niej. Ok, to faktycznie istotne żeby miłość nie przerodziła się w obsesję czy nadkontrolę. Żeby nie prowadziła do zamknięcia siebie lub ukochanej osoby w klatce. Niektórzy jednak będą chcieli zatracić się w miłości. Mam tu na myśli czucie jej na maxa i to jest jak najbardziej w porządku. Warto czuć. Żal, wiara, nadzieja i miłość to sprawy związane z emocjami (oczywiście nie tylko). Wydaje mi się, iż istotne jest żeby nie pozostać jedynie w sferze emocji. Należy bowiem działać. Wiara bez uczynków jest martwa. Miłość to nie tylko deklaracje. Nadzieja daje siłę, by iść do przodu. Żal lubi być wrażony, by mógł być ukojonym przez słowo „przepraszam” lub zmianę postawy. Myślę, że równowagę wprowadza myślenie: „Skoro tak czuję, to co mogę w związku z tymi uczuciami (żalu, wiary, nadziei, miłości) zrobić”. Chodzi o to, by się urealniać, a nie bujać w obłokach.
Wiara i nadzieja nie takie równoważne
Wiara oprócz tego, że łączy się z uczuciem jest według mnie także postawą. Mianowicie nastawieniem typu: „tak będzie” albo „już to mam” lub „to tylko kwestia czasu” oraz „On jest”. To silne przekonanie, że jakaś rzeczywistość już się zrealizowała lub realizuje się. Istotny jest też styl funkcjonowania jaki realizuje się we mnie ze względu na moją wiarę. Jeśli wierzę, że w siebie, jako w osobę, która jest nikim, będę chował się, wycofywał, miał złe zdanie o sobie, mogę wręcz unikać szczęścia i powodzenia, odczuwać dużo lęku. Jeżeli wierzę, że jestem osobą tak samo wartościową jak wszyscy inni, lęk nie będzie problemem, ucieczki nie będą miały miejsca. Wiara rodzi czyny wiary i czyny objawiają w co wierzę. Nadzieja natomiast to oczekiwanie. Czekanie na zrealizowanie się danej rzeczywistości, która nie jest do końca pewna. I tak obie te rzeczywistości przeplatają się ze sobą.
Zrównoważony tekst na zakończenie
Oczywiście trudno napisać o temacie jaki poruszyłeś w kilku zdaniach. Mądrzejsi ode mnie pisali na ten temat książki i traktaty. Według mnie szukanie równowagi, adekwatności, jest istotne. Uważam jednak, że częścią równowagi jest też pozwolenie sobie czasem na odrobinę szaleństwa. Dlaczego? Otóż żeby siebie tak strasznie nie kontrolować. Żeby pozostać ludzkim, naturalnym, czującym i działającym spontanicznie. Miłość, wiara będą tu kreatorem nawet tej spontaniczności, gdyż autentycznie przeżywane i odciśnięte w mojej postawie sprawią, że ten spontan nie będzie niósł szkody mi i innym. Myślę, że to czucie, to pozwalanie sobie na siebie w połączeniu z ukształtowaniem przez wiarę i miłość, chroni przed skrajnościami. Przed wpadaniem w manię czy depresję, w skrajne uwielbienie czy niekontrolowaną złość. Może te skrajności biorą się z zagubienia siebie i braku kontaktu ze sobą? Ciekawe jakie Ty masz zdanie na ten temat Podróżniku. Trzymaj się!