Zachwyt
Przeczytałem zdanie z Twojego poprzedniego wpisu: „Człowiek jest szybki w przeżyciach, ale wolny w wyciąganiu wniosków” i zachwyciłem się nim. Świetna sentencja. Zastanawiałem się dlaczego mnie poruszyła. Myślę, że zobaczyłem w niej siebie. Do pewnego momentu swojego życia w znacznym stopniu funkcjonowałem według podobnego schematu. Myślę, że od czasu do czasu, dalej mi się to zdarza. Może warto zwrócić uwagę na przeżycia kryjące się za życiowym pędem żeby, jak pisałeś, nie zachowywać się jak „rozpędzona świnia”.
„Rozpędzona świnia” coś czuje
Pisałeś o człowieku, który jak świnia za marchewką pędzi, by zrealizować jakiś cel i uzyskać gratyfikację. Będzie ją czerpał w postaci satysfakcji ze zrealizowanego planu, w postaci korzyści materialnych lub zachwytu i potwierdzeń jego wartości ze strony innych ludzi. Warto pamiętać, że człowiek staje na start takiego wyścigu nie tylko dlatego, że chce dobiec do celu. Staje tam, ponieważ coś czuje. Te jego uczucia motywują go do wystartowania w wyścigu. Podobnie po ukończeniu zawodów i np. zwycięstwie, znowu zaczyna coś odczuwać.
Jak biegnie świnia?
Może pomyślisz, że to głupie pytanie. Zadaję je jednak, gdyż człowiek biegnący jak świnia za marchewką, odczuwa coś także w trakcie biegu. Wpływa to na sposób w jaki odbywa bieg. Może czuć coś intensywnie, a nieświadomie. Sprawi to, iż będzie chciał wygrać za wszelką cenę. Można spotkać takiego pędzącego osobnika w pracy. Nie zawaha się on przed kłamstwem, oczernieniem, kradzieżą cudzych wyników i przypisaniu sobie Twoich zasług. Otoczenie koleżeńskie określi go niejednokrotnie (za plecami bądź w twarz) mianem „świni”. A Ty zastanawiasz się jak ta osoba „tak może”? Co ona ma w głowie?
A więc co czuje świnia?
To co napiszę to pewne ogólne obserwacje i należy pamiętać, że każdy przypadek jest indywidualny. Człowiek staje do wyścigu, bo kocha siebie i swoich bliskich. To jest super sprawa. Biegnąc motywowany miłością, przeżywając ją i doświadczając jej, raczej nie będzie krzywdził innych biegnących. Czasem startuje, bo czuje lęk, niskie poczucie własnej wartości, bo porównuje się z innymi lub chce spełnić oczekiwania (rodziców, partnera, etc.). Wówczas w czasie biegu lęk dalej mu towarzyszy. Zakryje go ambicją, perfekcjonizmem, chęcią rozwoju i osiągnięcia sukcesu. Będzie jednak doświadczał napięcia. Skąd ono się bierze? Z chęci rozwijania siebie z miłością? Gdy zakończy bieg motywowany miłością czuje spokojne spełnienie i pokorę. Gdy kończy bieg motywowany lękiem, czuje chwilową ulgę, ale szybko zaczyna wracać lęk i poczucie, że jest gorszy. Startuje więc w kolejnym wyścigu. I znów nazwie to ambicją, chęcią zdobywania kolejnych szczytów.
Czy odpuścić?
Czy zatem zachęcam do bezczynności? W żadnym wypadku! Zachęcam do uważności i samoświadomości. Do pytania się siebie, czemu zachowuję się obecnie właśnie w taki sposób? Co teraz czuję? Z czym ta sytuacja mi się kojarzy? Co się stanie i co poczuję jeśli mi się nie uda? Czy będzie mi się to kojarzyło z czymś z mojej przeszłości? Sam wiem, że czasem podejmuję dobre dzieła w nadmiarowy sposób. Uważam wtedy, że po prostu jestem taki męski i tak zdecydowanie działam. Jest jednak ktoś, kto informuje mnie, że czuje w tym moim działaniu napięcie. Ta osoba (jest to bliska kobieta) równoważy mnie i mówi” „Ok, działaj, ale czy można spokojniej?” To pobudza mnie do refleksji. Warto zastanawiać się co czujemy gdy startujemy, biegniemy i dobiegamy na metę. Dlaczego? Żeby nie męczyć i nie krzywdzić siebie i innych. Żeby zdobywanie szczytów cieszyło i żebyśmy mogli (być może przede wszystkim) podziwiać widoki w czasie wspinaczki. Do następnego wpisu Podróżniku.