Radość wielka
Ledwo uszedłem z życiem… Była to jakże trudna i wymagająca walka. Na szczęścia udało mi się przeżyć atak zabójczych pomidorów, jednak jak to po dobrej bitwie, przychodzi czas na refleksje, podsumowanie strat zysków i ocenę zastosowanej taktyki. Poczuj to! Poczuj analogię haha. Tym razem czas na o wiele potężniejszą bitwę, niż o pomidory, czy też krokodyle, dla lubej.
Przygotowanie do bitwy
Ostatnimi czasy udało mi się umysłowo „pochłonąć” kolejną książkę. Psycholotniku, wiesz może o jaką chodzi? Dziwnym trafem akurat o tę wspomnianą przez Ciebie. Według mnie John Eldredge opisał dokładnie jak zaczyna się wojna, walka z samym sobą. Tak właściwie, to sama się nie zaczyna, bo zaczyna ją człowiek, który staje się świadomy swojej sprawczości. Swojego istnienia. Dla mnie książka stała się samouczkiem, pewnego rodzaju poradnikiem „jak stoczyć wojnę i przy okazji nie przegrać?”. Wspomniany poradnik został przez autora obdarzony zmyślnym tytułem: „Dzikie serce. Tęsknoty męskiej duszy”. Każdy dowódca uczy się sztuki wojennej i taktyki. Jest to bardzo dobre przygotowanie i ta oto książka jest takim poradnikiem.
Praktyka czyni mistrza
Wielu ludzi już zdaje sobie sprawę z tego, że idąc do pracy najlepiej mieć 20 lat, trzy kierunki studiów i tak około 10 lat doświadczenia. Jest to troszkę niemożliwe, dlatego często to właśnie doświadczenie jest brane pod uwagę. Okazuje się, że z walką jest tak samo. Nie mam zielonego pojęcia, skąd czerwone pomidory wzięły tyle praktyki w byciu zabójczymi, ale skoro one mogły, to każdy może. Na co więc czekasz człowieku? Wojna sama się nie wygra, a jak to określił John Eldredge „żołnierz, który siedzi w leju po bombie na pewno zginie. Jeżeli jednak postanowi wyjść i ruszyć na przód, również ryzykuje śmierć, ale stwarza szansę na przeżycie”. Nie jest to oczywiście dokładny cytat, ale sens jest jak najbardziej zawarty.
Pierwsze rany
Skoro już przygotowaliśmy się do boju, czas na pierwszą bitwę, pierwszą krew i pierwsze rany. Okazuje się, że życie emocjonalne człowieka drastycznie różni się od życia fizycznego, duch od ciała. O tyle o ile pierwsze rany fizyczne, to często upadek z roweru, o tyle rany duchowe, to często odrzucenie przez bliskich. Na pierwszym miejscu mały człowiek zawsze stawia rodziców, więc to oni potrafią zadać najgłębszą ranę, do której człowiek nie chce wracać. „Zakopuje ją głęboko w ziemi” i stara się o niej zapomnieć. Ostatnio doszliśmy do wniosku, że aby dążyć do ideału i zmieniać siebie, trzeba najpierw poznać swojego ducha, swoją zupę, swoją historię. Będzie ona skrywała pewnie wiele ran, ale dopiero po ich uzdrowieniu możemy mówić o zdrowym podejściu do świata, bliskich i siebie samego. Jest to ciężka walka, aby odkopać zakopane i przypomnieć zapomniane. Czekam na Twoją odpowiedź Psycholotniku!